Moja babcia zmarła trzy lata temu i zostawiła mi dom. Niedługo potem mój ojciec ożenił się ponownie i nagle postanowił wrócić do domu. Nie pytał. Poinformował mnie.
„Jestem jej synem” – powiedział beznamiętnie. „Ten dom powinien trafić do mnie, nie do ciebie”.
Jego nowa żona poszła o krok dalej. Wrzuciła moje rzeczy do worków na śmieci jak stertę śmieci, których nie mogła się doczekać, żeby się pozbyć.
„Teraz tu mieszkam” – powiedziała z zadowolonym uśmiechem. „To miejsce musi spełniać moje standardy”.
Odwzajemniłem uśmiech.
Następnego ranka krzyczała ze strachu.
Nigdy wcześniej nie słyszałem podobnego dźwięku.
Krzyk przecina dom dokładnie o 2:17 w nocy – gwałtowny, nieokiełznany, pierwotny. Jestem już obudzony, kiedy to się dzieje, moje ciało jest napięte z powodu świadomości. Siadam w ciemności mojej starej sypialni, tej, do której mnie zsyłali, jakbym był czymś na marginesie, podczas gdy oni zawłaszczali resztę domu, pokój po pokoju.
Krzyk rozlega się ponownie. Potem nad głową słychać pospieszne kroki.
Coś się wali — drewno uderza o drewno, szkło się tłucze.
A potem nic.
Nie spokój. Nie cisza.
Dusząca cisza, ciężka jak wstrzymany oddech.
Powoli kładę się, wpatrując się w sufit. Na mojej twarzy wciąż gości delikatny uśmiech z wcześniejszego dnia – pozostałość po chwili, gdy z samozadowoleniem wepchnęła moje ubrania do worków na śmieci. Mój oddech pozostaje równy, kontrolowany, jakbym nie brał udziału w horrorze, który właśnie rozegrał się na górze.
Następnego ranka popijam kawę przy kuchennym stole, udając, że przeglądam telefon. Żona mojego ojca – Marla – krąży przy oknie. Ma wyprostowaną postawę. Jej skóra wydaje się szara pod makijażem, a pod oczami rysują się głębokie cienie.
Zatrzymuje się gwałtownie.
„Słyszałeś coś wczoraj w nocy?”
Znudzona podnoszę wzrok. „Co słychać?”
Jej palce drgają po bokach. „Krzyczy.”
Tata zerka znad gazety. „Marla, mówiłaś, że miałaś koszmar”.
„Nie czułam się tak”, podkreśla. „Ktoś był ze mną w pokoju”.
Chowam wyraz twarzy za krawędzią kubka. „Stare domy hałasują” – mówię nonszalancko. „Babcia mawiała, że ten oddycha w nocy”.
Tata zamyka gazetę. „Dość. Nie zaczynaj tych bzdur”.
Marla patrzy na mnie. Jej wzrok błądzi po mojej twarzy, zatrzymując się na czymś, czego jeszcze nie rozumie. Nie mówi nic, ale strach nie ustaje, gdy odchodzi.
Po południu zamyka się w sypialni.
Wieczorem pije.
O północy płacze.
A ja nadal się uśmiecham.
więcej na następnej stronie
