Jak zamieniłam męczącą niedzielną rutynę w lekcję szacunku.
Każda niedziela była taka sama – długa, monotonna i wyczerpująca. Budziłam się wcześnie, wykonywałam obowiązki i powtarzałam sobie, że pewnego dnia w końcu zrobię sobie prawdziwą przerwę.
Ale życie ma dziwny zwyczaj dawania lekcji, kiedy najmniej się tego spodziewasz.
Każdej niedzieli rodzina mojego męża składająca się z ośmiu osób przychodziła na lunch.
Gotowałam, sprzątałam i starałam się zachować uśmiech na twarzy, jednocześnie zajmując się wszystkimi sprawami.

Pewnego dnia powiedziałam mężowi, że potrzebuję przerwy, że jestem wyczerpana. Zbagatelizował to, mówiąc: „Pomogli nam kupić ten dom.
Czy nie mogłabyś im przynajmniej należycie podziękować?” Jego słowa zabolały, ale milczałam i ułożyłam cichy plan.
W tę niedzielę wstałam wcześnie i przygotowałam ich ulubione dania — pieczonego kurczaka, puree ziemniaczane i ciasto stygnące na blacie.
W domu unosił się cudowny zapach, a ja przywitałam wszystkich serdecznie. Śmiali się, jedli i delektowali posiłkiem, podczas gdy ja siedziałam obok nich, zrelaksowana i spokojna.
więcej na następnej stronie
