Kiedy dowiedziałam się, że mój były mąż poślubia niepełnosprawną kobietę, ubrałam się od stóp do głów i poszłam na ślub, żeby się z tego pośmiać…

Przyglądałem się, jak na nią patrzyła: nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzyła. Jej oczy były pełne wdzięczności, szacunku i głębokiej miłości.

Milczałem przez cały bankiet. Poczucie triumfu i arogancji zniknęło. Szydercze frazy, które przygotowałem w myślach, stały się niczym noże, które mnie dźgały. Zrozumiałem, że to ja jestem przegranym.

Kiedy rozpoczął się pierwszy taniec, Javier pochylił się, delikatnie wziął Marianę w ramiona i podniósł ją z wózka inwalidzkiego. Przytulił ją do piersi, gdy powoli wirowali w rytm muzyki. Wszyscy goście wstali, klaszcząc ze łzami w oczach. Ja też się rozpłakałam i odwróciłam się, żeby osuszyć twarz.

Tej nocy, wracając do domu, stałam bez ruchu przed lustrem. Mój idealny makijaż był rozmazany łzami. Płakałam bez opamiętania. Płakałam z powodu swojego egoizmu, z powodu małżeństwa, które zniszczyłam swoją dumą, z powodu tej odważnej kobiety, która oddała życie, by uratować mężczyznę, którego kiedyś kochałam.

Nagle uświadomiłam sobie, że szczęścia nie szuka się w porównywaniu się z innymi, w olśniewającym blasku, w luksusowych sukienkach czy w próżnej dumie. Szczęście to po prostu znalezienie kogoś, kto jest godny miłości i bycia kochanym, niezależnie od jego ograniczeń.

Tej nocy płakałam godzinami. I być może po raz pierwszy od wielu lat płakałam nie z powodu mężczyzny, który odszedł, ale z powodu odkrycia małości i egoizmu ukrytego w moim sercu.