Kilka dni przed naszym ślubem mój narzeczony wybrał się ze swoją byłą na „wycieczkę pożegnalną”

Mam na imię Tessa i jeszcze kilka tygodni temu myślałam, że moje życie układa się dokładnie tak, jak zaplanowałam.
W wieku 35 lat w końcu zaręczyłem się z miłością mojego życia i mieliśmy zamiar wziąć ślub.

Przez ostatnie osiem miesięcy planowanie ślubu stało się moim pełnoetatowym hobby — menu, aranżacje kwiatowe, przymiarki, harmonogramy.

Nie przeszkadzało mi to. To było marzenie, które miałam od dzieciństwa: kręcenie się w starych sukienkach druhen mojej mamy.

Jared i ja spotkaliśmy się dwa lata temu na parapetówce u naszego przyjaciela.

Byłem w kuchni, walcząc z upartą butelką wina, gdy wszedł do środka przystojny nieznajomy o ciepłych brązowych oczach.

Tylko w celach ilustracyjnych
„Potrzebujesz pomocy?” – zaproponował z uśmiechem.

„Tylko jeśli obiecasz, że nie będziesz się ze mnie naśmiewać, że nie daję sobie rady z dorosłością” – zaśmiałam się.

Bez trudu otworzył butelkę i nalał nam po kieliszku.

 

„Za radości bycia w miarę sprawnymi dorosłymi” – wzniósł toast.

Od razu przypadliśmy sobie do gustu i rozmawialiśmy godzinami o naszym życiu, karierze, rodzinach i hobby.

Pod koniec wieczoru wymieniliśmy się numerami telefonów. Jedna randka przy kolacji przerodziła się w dwie i wkrótce byliśmy nierozłączni.

Randkowanie z Jaredem nie wymagało ode mnie żadnego wysiłku.
Pracował w marketingu, miał ostre poczucie humoru i traktował mnie z niesłabnącą życzliwością. Podzielaliśmy wspólne wartości i nigdy nie brakowało nam tematów do rozmów i śmiechu.

Dlatego gdy mi się oświadczył w zeszłe święta Bożego Narodzenia — z pierścionkiem schowanym w deserze — bez wahania powiedziałam „tak”.

Tylko w celach ilustracyjnych
Zaręczyny minęły błyskawicznie. Wybraliśmy miejsce, kłóciliśmy się o kolory serwetek i tworzyliśmy playlisty Spotify na każdą chwilę ślubu.

Przyjaciele ostrzegali nas przed stresem, który rozdziela pary, ale Jared i ja zbliżyliśmy się do siebie.

Wszystko układało się w całość. Moja suknia była gotowa, nasz miesiąc miodowy zarezerwowany, a ostateczne odliczanie rozpoczęte.

Potem, na tydzień przed ślubem, coś się zmieniło.

Jared stał się zdystansowany. Ciągle wisiał na telefonie, często był oderwany od rzeczywistości i nie mówił zbyt wiele o kawalerskim wyjeździe, który planował z dwójką przyjaciół. Zrzuciłam to na karb nerwów.

 

więcej na następnej stronie