
Młoda pielęgniarka kąpała milionera w śpiączce, ale gdy ten nagle się obudził, stało się coś cudu.
Kogoś, komu naprawdę zależy. Anna przygryzła wargę. Słyszała wahanie w jego głosie.
I myślisz, że tym kimś jestem ja? Doktor Harris skinął głową. Tak, myślę. Anna wzięła głęboki oddech.
Opieka nad mężczyzną, który mógł się nigdy nie obudzić, była nie lada wyzwaniem. Mężczyzną, którego bogactwo i władza niegdyś decydowały o życiu tysięcy ludzi. Ale w głębi duszy znała odpowiedź, zanim jeszcze się odezwał.
Dobrze. Doktor Harris zacisnął usta w cienką linię, ale w jego oczach pojawił się błysk aprobaty. Dobrze.
Czy twoja zmiana zaczyna się dziś wieczorem? Prywatny apartament na najwyższym piętrze szpitala wydawał się upiornie cichy, gdy Anna weszła. W przeciwieństwie do zimnej sterylności pozostałych pokoi, ten został zaprojektowany z myślą o luksusie. Przestronny układ, przyćmione żyrandole i meble z ciemnego dębu.
A w centrum tego wszystkiego leżał Grant Carter. Zaparło jej dech w piersiach, gdy na niego spojrzała. Pomimo rurek, maszyn podtrzymujących go przy życiu i bezruchu jego ciała, był piękny.
Mocna szczęka, ciemne rzęsy na tle bladej skóry, szerokie ramiona widoczne spod szpitalnej koszuli. Gdyby nie ta martwa cisza, z łatwością mógłby uchodzić za śpiącego człowieka. Ale to nie był zwykły sen…
Ten mężczyzna był uwięziony w wiecznej ciszy. Anna przełknęła ślinę i podeszła bliżej, poprawiając kroplówkę, po czym wzięła ciepły kompres, który dla niego przygotowali. Zawahała się przez chwilę, zanim delikatnie przycisnęła go do jego skóry.
W chwili, gdy go dotknęła, dziwny dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, niewytłumaczalne uczucie. Jakby czuł ją tam. Jakby w głębi swojej nieświadomości wiedział.
Cichy, miarowy i rytmiczny sygnał kardiomonitora wypełnił ciszę. Anna otrząsnęła się z dziwnego wrażenia i kontynuowała pracę, starannie wycierając mu ramiona i klatkę piersiową, dbając o to, by jego ciało pozostało czyste i zadbane. „Chyba nie masz w tym nic do powiedzenia, co?” – mruknęła niemal do siebie.
Cisza. Przyjmę to jako odmowę. Na jej ustach pojawił się irytujący uśmiech.
Dni stały się rutyną. Każdego ranka i każdego wieczoru Anna go kąpała, zmieniała pościel i monitorowała jego funkcje życiowe. Ale wkrótce przestało to być tylko kwestią opieki medycznej.
Przyłapała się na tym, że rozmawia z nim, opowiadając mu historie ze swojego dnia, o świecie, który widziała za oknem. Powinieneś zobaczyć jedzenie w stołówce, Grant. To tragiczne.
Nawet jako miliarder wątpię, żebyś przeżył. Cisza. Nawet nie wiem, po co z tobą rozmawiam.
Może po prostu lubię dźwięk własnego głosu. Cisza. Cisza.
A może jej słuchasz. Monitor pracy serca nieustannie piszczał, jakby na nią reagował. I może, tylko może, tak było.
Anna cicho nuciła, zanurzając czysty ręcznik w ciepłej wodzie. Sterylna cisza prywatnego apartamentu szpitalnego Granta była czymś, do czego przywykła przez tygodnie. Ciągły dźwięk kardiomonitora, cichy szum kroplówki – wszystko to było teraz częścią atmosfery.
Pochylił się nad łóżkiem, delikatnie ocierając twarz Granta delikatnymi, ale precyzyjnymi palcami. „Wiesz” – powiedział cicho. „Gdzieś czytałem, że ludzie między przecinkami wciąż słyszą”.
Więc technicznie rzecz biorąc, jesteś najgorszym słuchaczem, jakiego w życiu spotkałem. Oczywiście, żadnej odpowiedzi. Westchnął, kręcąc głową.
Wszystko w porządku. Przyzwyczaiłam się już do mówienia do siebie. Zabrała się do czyszczenia jego szczęki, kiedy on, z lekkim ruchem, sapnął.
Czy sobie to wyobraziła? Zamarła, wpatrując się w swoją dłoń. Nic. Jej palce leżały nieruchomo na czystej, białej pościeli.
Anna zachichotała, kręcąc głową. Super, teraz mam halucynacje. Może to ja potrzebuję szpitalnego łóżka.
Ale niepokój nie ustępował. I w ciągu następnych kilku dni sytuacja się powtórzyła. Za drugim razem poprawiała mu poduszkę.
Nie patrzył, kiedy to poczuł. Lekki nacisk na nadgarstek. Głowa mu opadła.
Ręka Granta poruszyła się. Tylko o cal, ale wystarczająco, żeby zrobiło jej się niedobrze. „Grant” – wyszeptała, ledwo zdając sobie sprawę, że wypowiedziała jego imię.
Cisza. Ten sam rytmiczny dźwięk monitora. Położyła dłoń na jego dłoni, czując jego ciepło, jego bezruch, jego potencjalny ruch.
Nic. Czy sobie to wyobrażała? A może coś się zmieniało? Anna nie mogła pozbyć się tego wrażenia, więc powiedziała doktorowi Harrisowi. Czy coś się poruszyło? Doktor sceptycznie uniósł brew…
„Chyba tak” – przyznała Anna. „Na początku myślałam, że sobie to wyobraziłam, ale to się ciągle powtarza”. Jej palce drżą.
Jego dłoń porusza się lekko. Jest mała, ale jest. Doktor Harris odchylił się na krześle, pogrążony w myślach.
„Przeprowadzimy badania” – powiedział w końcu. „Ale nie nastawiaj się zbytnio, Anno. To mogą być tylko odruchowe skurcze mięśni”.
Anna skinęła głową, ale w głębi duszy nie wierzyła. Czuła, że coś jest na rzeczy. I kiedy przyszły wyniki badań, nie była zaskoczona.
Dr Harris powiedział mu, że nastąpiła wzmożona aktywność mózgu. Jego reakcje neurologiczne są silniejsze niż wcześniej. Jego serce zabiło mocniej.
Więc się budzi! Dr Harris zawahał się. Niekoniecznie. To może oznaczać cokolwiek.
Ale to dobry znak. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Ale to wystarczyło.
Ha. Tej nocy, siedząc przy jego łóżku, Anna przyłapała się na tym, że rozmawia z Grantem częściej niż zwykle. „Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale coś mi mówi, że tak” – mruknęła.
Spojrzała na jego twarz, na jego wyraziste rysy. Wciąż nieruchome. Ale po raz pierwszy poczuła, że nie jest sama w pokoju.
Więc mówiła. Opowiedziała mu o swoim dniu. O sfrustrowanych pacjentach.
O niegrzecznym lekarzu z trzeciego piętra, który ciągle podkradał jej kawę. Opowiedziała mu o swoim dzieciństwie. O małym miasteczku, w którym dorastała.
O tym, jak zawsze marzyła o byciu pielęgniarką. I kiedy to mówiła, nie zdawała sobie sprawy, że Grant słucha, pogrążony w głębokiej ciszy swojej śpiączki. Poranne słońce sączyło się przez szerokie okna szpitalnej sali, rzucając ciepłą poświatę na nieruchome ciało Granta Cartera.
Ciszę wypełnił pikający kardiomonitor, miarowy i rytmiczny, jak przez ostatni rok. Anna stała przy łóżku, podwijając rękaw. To był po prostu kolejny dzień.
Kolejna rutynowa kąpiel. Kolejna runda rozmowy z kimś, kto mógł nigdy nie odpowiedzieć. Zanurzyła ciepły ręcznik w misce, wykręciła go i zaczęła delikatnie czyścić klatkę piersiową Granta, wykonując precyzyjne, ostrożne ruchy.
„Wiesz, Grant” – mruknął z lekkim uśmiechem – „myślałem o kupnie psa. Potrzebuję kogoś, kto mnie wysłucha, kto nie będzie stał i ignorował mnie cały dzień. Cisza”.
Westchnęła. Cóż, co za niegrzeczność, po prostu rozmawiałem. Wyciągnął rękę, żeby wziąć ją za ramię, przesuwając tkaninę po jej skórze, palcami muskając jej nadgarstek.
A potem jego uścisk na jej nadgarstku zacisnął się mocniej. Anna zamarła. Z trudem łapała oddech, wpatrując się w swoją dłoń.
Nacisk nie był zbyt delikatny, słaby, niepewny, ale był. Boże! Serce waliło jej jak młotem, puls dzwonił w uszach.
Chciałem wierzyć, że to tylko kolejny odruch, kolejny bezsensowny tik. Ale nie. Bo wtedy oczy Granta gwałtownie się otworzyły.
Przez chwilę Anna nie mogła się ruszyć, nie mogła oddychać, nie mogła myśleć. Spędziła miesiące wpatrując się w te zamknięte powieki, szukając jakiegokolwiek ruchu, choćby promyka życia. A teraz, teraz, te głębokie, oceanicznie błękitne oczy wpatrywały się w nią.
Byli zdezorientowani, rozkojarzeni, bezbronni, ale żywi. Suche usta Granta rozchyliły się. Jego głos był ochrypły, ledwie szeptem, ale prawdziwy.
Towarzystwo. La’ai? Anna spięła się do cna. Kolana prawie się pod nią ugięły, a jej oddech mieszał się z niedowierzaniem i absolutną paniką.
Przemówił. Nie obudził się. Niemożliwe właśnie się stało.
Ledwo zauważyła, jak woda w misce wyślizguje się jej z rąk i rozpryskuje na nieskazitelnie białą podłogę, gdy się cofnęła. O mój Boże! Jej instynkt wziął górę.
Odwrócił się i uderzył dłonią w przycisk alarmowy na ścianie. Głośny alarm rozległ się echem w korytarzu. Kilka sekund później drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wbiegł zespół lekarzy i pielęgniarek pod wodzą dr Harrisa.
„Co się stało?” – zapytał dr Harris, podchodząc do łóżka, sprawdzając już parametry życiowe Granta. Głos Anny drżał. „On… on złapał mnie za rękę…”
Otworzyła oczy. On… ona… spojrzała na Granta, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała drżąco, a oczy rozglądały się po pokoju, jakby próbowały rozszyfrować, gdzie się znajduje.
⏬️ ⏬️ ciąg dalszy na następnej stronie ⏬️ ⏬️