Nathan zawsze był zazdrosny, zawsze uważał Granta za faworyta, za tego, który odziedziczył dziedzictwo ojca, podczas gdy ten pozostawał w cieniu. A teraz próbował go całkowicie wymazać. Anna poczuła ucisk w sercu.
Grant, chciałem twojej śmierci. Grant zacisnął szczękę. A teraz dopilnuję, żeby za to zapłacił.
Tego wieczoru Grant i Anna umówili się na osobiste spotkanie z Nathanem. W słabo oświetlonym gabinecie w posiadłości Carterów, Nathan odprężył się w skórzanym fotelu, obracając szklankę whisky, gdy Grant i Anna weszli do środka. Och, och, Nathan uśmiechnął się ironicznie.
Martwy człowiek odchodzi. Oczy Granta płonęły furią. Dlaczego to zrobiłeś, Nathan? Nathan powoli upił łyk swojego drinka.
Wiesz dlaczego. Anna zrobiła krok naprzód. Próbowałeś zabić własnego brata.
„Dlaczego? Pieniądze? Władza?” Uśmiech Nathana zgasł. „Za wszystko, co powinno być moje” – warknął. „Zawsze byłaś złotym dzieckiem”.
Dziedzic. Ten, który otrzymał wszystko. No i wiecie co? Miałem już dość czekania na swoją kolej.
Grant zacisnął pięści. „Więc zatrudniłeś kogoś, żeby sabotował mój samochód”. Nathan zaśmiał się zimno.
Nie sądziłam, że przeżyjesz. Ale cóż, cuda się zdarzają, prawda? Anna poczuła, jak w niej wrze. Ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzwi otworzyły się z hukiem i weszło dwóch umundurowanych funkcjonariuszy.
Twarz Nathana zbladła. „Nathan Carter” – oznajmił policjant – „jesteś aresztowany za usiłowanie zabójstwa”. Nathan szybko odwrócił się do Granta, a na jego twarzy malowała się panika.
Wrobiłeś mnie. Grant przechylił głowę. Nie, bracie, sam to wrobiłeś…
Wyprowadzili Nathana w kajdankach, krzycząc puste groźby. A kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem, w pokoju zapadła gęsta cisza. Grant w końcu odetchnął, rozluźniając ramiona po raz pierwszy od przebudzenia.
To był koniec. Sprawiedliwości stało się zadość. I w końcu byłem wolny.
Posiadłość Carterów zawsze była okazała, imponująca i zimna – forteca bogactwa zbudowana na pokoleniach władzy. Ale tego wieczoru, gdy Anna weszła do słabo oświetlonej jadalni, atmosfera była inna, cieplejsza, bardziej intymna. Delikatne światło świec odbijało się od elegancko nakrytego stołu przy dużych oknach z widokiem na panoramę miasta.
Zapach świeżych róż unosił się w powietrzu, a butelka wina schłodzona obok dwóch starannie ułożonych talerzy. Anna aż zamarła. Grant, co to wszystko znaczy? – zapytała, odwracając się do niego.
Grant stał za nią, z rękami w kieszeniach, a jego niebieskie oczy były łagodne, ale intensywne. „Kolacja” – powiedział po prostu. „Tylko ty i ja”.
Annę ścisnęło w piersi. Przez ostatnie kilka tygodni ich życie było istną burzą – od jej powrotu do zdrowia, przez odkrycie prawdy o wypadku, po aresztowanie brata. Ale teraz, gdy burza w końcu minęła, pozostała tylko ta chwila.
I jakoś to ją jeszcze bardziej przeraziło. Kiedy usiadła, Anna nie mogła zignorować sposobu, w jaki Grant na nią patrzył. Jakby znał na pamięć każdy szczegół, jakby była czymś kruchym, ale cennym.
„Jesteś cichy” – powiedziała, obdarzając go kuszącym uśmiechem. „To do ciebie niepodobne”. Wypuścił powietrze, obracając kieliszek wina w palcach.
Myślałem. To jest jeszcze bardziej niebezpieczne – zażartował. Nie roześmiał się.
Zamiast tego pochylił się do przodu, wpatrując się w nią. Anno, wiesz, ile osób odeszło ode mnie, kiedy byłem w śpiączce? Jego uśmiech zniknął. Dwóch, wiedział.
Widziała to na własne oczy: jak rodzina traktowała go jak ciężar, jak jego tak zwani przyjaciele poszli dalej. Jedynym powodem, dla którego przetrwał tę ciemność, było to, że ktoś został. Bo ona została.
Ale nie zrobiłeś tego, mruknął Grant. Byłeś tam, dzień po dniu. Opiekowałeś się mną, kiedy nie mogłem nawet otworzyć oczu.
Kiedy byłam dla wszystkich tylko straconą sprawą, nie chciałeś się mnie pozbyć. Anna poczuła gulę w gardle. Nigdy nie myślała o tym w ten sposób.
Po prostu zrobiła to, co uważała za słuszne. Ale dla Granta znaczyło to wszystko. Grant nachylił się bliżej, jego palce musnęły jej palce na stole.
Anno, mam wszystko. Jego głos był miękki, ale stanowczy. Pieniądze, władza, wpływy.
Ale bez ciebie to nic nie znaczy. Anna wstrzymała oddech. Grant, pozwól mi dokończyć, wyszeptała.
Jego dłoń w końcu objęła jej dłoń, a kciuk kreślił powolne, delikatne kręgi na jej skórze. Nie wiem, jak to się stało. Nie wiem, kiedy to się zaczęło.
Ale wiem, że za każdym razem, gdy byłem uwięziony w tej śpiączce, to ty trzymałaś mnie przy życiu. Byłaś moim światłem w ciemności, Anno. Jej oczy płonęły łzami.
Kocham cię. Te słowa uderzyły ją tak mocno, że zaparło jej dech w piersiach. Nie dlatego, że sama tego nie czuła, ale dlatego, że usłyszenie ich od niego sprawiło, że stały się niezaprzeczalnie realne.
Grant Carter, mężczyzna, który kiedyś żył w świecie zimnych kalkulacji, układów biznesowych i gier o władzę, siedział teraz przed nią, obnażając swoją duszę. I po raz pierwszy w życiu Anna poczuła coś, czego nigdy wcześniej nie czuła. Naprawdę, całkowicie i nieodwołalnie doceniła…
⏬️ ⏬️ ciąg dalszy na następnej stronie ⏬️ ⏬️
