Był wtorek rano, kiedy wszystko się rozpadło.
Od kilku dni czułem się fatalnie, ale nigdy nie traktowałem tego poważnie. W większość dni czułem zawroty głowy, mdłości, byłem kompletnie wyczerpany. Zakładałem, że to jakaś grypa, może jakaś grypa. Ale jakoś dawałem radę, pakując lunche, zmiatając okruchy, pilnując, żeby chłopaki nie pozabijali się o figurki.
Tego ranka udało mi się nawet zrobić naleśniki bananowe, mając nadzieję, że może Tyler wreszcie się uśmiechnie.
Kiedy wszedł do kuchni półprzytomny, wymusiłam radosne: „Dzień dobry, kochanie”. Chłopcy odpowiedzieli chórem: „Dzień dobry, tato!”.
Tyler nie odpowiedział. Spojrzał prosto ponad nami, wziął kawałek suchego tosta i wrócił do sypialni, mamrocząc coś o ważnym spotkaniu. Przypomniałem sobie, że tego dnia był zajęty przygotowaniami do ważnego spotkania i prezentacji w pracy. Więc nie tylko się do tego przygotowywał, ale też fizycznie przebierał się w strój roboczy.
W myślach żałowałem, że myślałem, że naleśniki mu pomogą, a entuzjazm chłopaków poprawi mu humor. Zrozumiałem, że się myliłem.
„Madison, gdzie moja biała koszula?” – warknął z sypialni, a jego głos przeciął korytarz niczym ostrze.
Wytarłam ręce i weszłam. „Wrzuciłam je do pralki razem z białymi rzeczami”.
Odwrócił się do mnie z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami. „Co masz na myśli mówiąc, że właśnie wrzuciłeś to do pralki? Prosiłem cię, żebyś to wyprał trzy dni temu! Wiesz, że to moja szczęśliwa koszula! A dziś mam to ważne spotkanie. Nie potrafisz nawet zrobić jednego zadania?”
Bestia wyszła. Wpadła do jadalni, a ja podążyłem za nią.
„Zapomniałem, przepraszam. Ostatnio czuję się naprawdę źle.”
On mnie nie usłyszał albo wolał nie słyszeć.
„Co ty w ogóle robisz całymi dniami, Madison?! Siedzisz bezczynnie, podczas gdy ja płacę za ten dom? Serio, Mads. Jedna robota. Jedna koszula. Zjadasz moje jedzenie, wydajesz moje pieniądze, a nawet tego nie potrafisz zrobić?! Jesteś pijawką!”
Stałem jak sparaliżowany. Ręce zaczęły mi się trząść, ale nic nie powiedziałem. Co mogłem powiedzieć, żeby nie pogorszyć sytuacji?
„A ta twoja koleżanka na dole – Kelsey, czy jak to tam jest – spędzasz z nią cały dzień, gadając o czymkolwiek! Blah, blah, blah! Ale w domu nic z tego nie widać!”
„Tyler, proszę…” – wyszeptałam. Poczułam nagłą falę mdłości, a zaraz potem kłujący ból brzucha. Sięgnęłam do ściany, żeby się podeprzeć. Poczułam metaliczny posmak w ustach, a pokój zaczął lekko wirować, jakby ściany odchylały się ode mnie.
Prychnął, włożył inną koszulę i zatrzasnął za sobą drzwi, wychodząc. Echo jego odejścia niosło się w ciszy, ostre jak ból, który wciąż we mnie pulsował.
Około południa ledwo trzymałam się na nogach. Każdy krok wydawał się jak chodzenie po wodzie, ciężki i powolny, jakby moje ciało już do mnie nie należało.
Wzrok mi się zamazał, a ból stał się nie do zniesienia. Płytki zdawały się przechylać pode mną, a oszałamiająca fala białego światła napierała na krawędzie mojego pola widzenia. Padłem na podłogę w kuchni akurat wtedy, gdy chłopcy kończyli obiad.
więcej na następnej stronie
