Mój mąż zawsze dawał mi czerwoną herbatę wieczorem — dopóki nie dowiedziałam się, że to nie była herbata.

Nie wiedziałem, czy mu ufać… czy nie.

Czy mam to wypić, tylko ten jeden raz, jak powiedział?

Ale jeśli to bezpieczne… dlaczego sam nigdy tego nie wypił?

Dlaczego najpierw wychodzi, a potem się chowa, żeby zrobić herbatę?

Wziąłem głęboki oddech, pokręciłem głową i wyszeptałem:

 

Jego oczy drżały. „Proszę” – powiedział cicho. „Znasz mnie od lat. Opiekowałem się tobą jeszcze przed ślubem. Czy wyglądam na kogoś, kto mógłby cię skrzywdzić?”

„To dlaczego nalegasz, żebym to wypił? Dlaczego?” – warknąłem.

„Co w tym takiego wyjątkowego? Wypij to sam, to może i ja się napiję”.

Nagle jego ton się zmienił.

Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą był spokojny, łagodny i błagalny… zmienił się całkowicie.

Podniósł głos, ostry, wściekły.

„Och, bo cię błagam? Za kogo ty się uważasz? Musisz to wypić!”

Po raz pierwszy zobaczyłem prawdziwy gniew w jego oczach.

Odchyliłem się lekko. „Więc teraz to konieczność?”

„Tak!” warknął. „Weź to i napij się teraz! Nie marnuj mojego czasu!”

Powoli pokręciłem głową. „W takim razie wychodzę z tego domu. Natychmiast”.

Zaśmiał się zimnym, złośliwym śmiechem.

„Odejść? I dokąd pójść? Sierota jak ty, bez rodziny, bez domu. Stworzyłem cię takim, jakim jesteś. Poślubienie cię było przysługą. Zrobisz, co ci każę, kiedy ci każę.”

Jego słowa zraniły mnie do głębi. Zaniemówiłem.

Otworzyłem usta, ale nie wydobyłem z siebie ani jednego słowa.

Ból wspomnień o rodzicach, samotność, trudy dorastania… to mnie złamało.

Łzy spływały mi po twarzy.

Spojrzałam na niego i powiedziałam drżąc:

„Tak, jestem sierotą. Nazywaj mnie, jak chcesz. Ale jeśli człowiek mnie zawiedzie, Bóg nigdy”.

Przyglądał się, ale zanim zdążył przemówić, ktoś zapukał do drzwi.

W pokoju zapadła cisza.

Zamarł, a jego oczy rozszerzyły się ze strachu.

Jego ręka zadrżała, a herbata wylała się, gęsta i ciemna, powoli spływając po kubku.

Zobaczyłem to. Zrobiło mi się niedobrze.

Czy to naprawdę to, co piłem przez cały czas?

Pukanie rozległo się ponownie, tym razem ciszej.

Uspokoiłem głos. „Tak, czekaj, idę”.

Ruszyłem w stronę drzwi.

Krzyknął: „Nie! Nie otwieraj!”

Pukanie rozległo się ponownie, powoli, rozważnie… niemal ostrożnie.

Panika wykrzywiła mu twarz.

„Powiedziałem, nie otwieraj drzwi!” krzyknął.

Ale mnie to już nie obchodziło.

Sięgnąłem do klamki.

Przekręciłem klamkę.

Mój mąż rzucił się naprzód, jakby chciał mnie zatrzymać, ale było za późno.

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.

Na ganku stała starsza kobieta, chuda, blada, z długimi, srebrnymi włosami splecionymi w warkocz na plecach. Jej oczy były nienaturalnie jasne… wręcz świecące.

Spojrzała mi prosto w oczy.

Potem jej wzrok powędrował w stronę mojego męża, stojącego za mną.

Upadł na kolana.

Głos kobiety był cichy, ale niósł ze sobą dziwne echo.

„Dziecko… musisz przestać pić to, co nie należy do ciebie.”

Zaparło mi dech w piersiach. „Kim… kim ty jesteś?”

Nie odpowiedziała mi. Zamiast tego wyciągnęła drżącą rękę.

Na jej dłoni leżała mała, pusta torebka pokryta ciemnoczerwoną plamą.

Mój mąż wydał z siebie zduszony krzyk.

„Zapłaciłem ci! Zrobiłem wszystko, co kazałeś!”

Kobieta ze smutkiem pokręciła głową.

„Mówiłem ci… krwawa herbata nie ma na celu wiązania miłości. Tylko odzyskania tego, co zostało skradzione.”

Poczułem zimno w całym ciele.
Herbata z krwi.
Krew.

Kobieta znów zwróciła się do mnie.

„Wypiłeś już wystarczająco dużo. Jeszcze trochę… i twoja dusza nie wróci.”

Cofnęłam się, oszołomiona i przerażona.

Mój mąż, zdesperowany, czołgał się w jej kierunku.

„Proszę! Jeszcze miesiąc! Zostanie ze mną, prawda? Nigdy mnie nie opuści…”

Spojrzenie kobiety stało się stwardniałe.

 

Gdzieś w oddali uderzył piorun.

Dotknęła jego czoła jednym palcem.

Krzyknął – głośniej niż kiedykolwiek słyszałem – po czym padł bez ruchu.

Kobieta spojrzała na mnie ostatni raz.

„Idź. Opuść to miejsce jeszcze dziś wieczorem.”

I tak po prostu się odwróciła i odeszła w ciemność, a jej postać rozpłynęła się jak dym.

Mój mąż leżał na podłodze, oddychał, ale był nieprzytomny.

Filiżanka potoczyła się obok niego, rozlewając resztę herbaty — teraz gęstszą, czarno-czerwoną, przypominającą coś, co nigdy nie powinno znaleźć się w ludzkim ciele.

Złapałem kluczyki.

Moje kolana drżały.

Ale wyszedłem za drzwi.

Nigdy nie oglądałem się za siebie.

I do dziś… gdy o północy poczuję coś ciepłego i lekko słodkiego…

aż mi się żołądek przewraca, bo teraz wiem, że miłość nigdy nie potrzebowała herbaty podawanej w ciemnościach przez nieznajomego.