Kiedy odeszły, zostawiając w powietrzu niczym toksyczny dym groźby, Paloma i Aana zostały same ze świadomością, że ich czas się kończy. Miłość, którą odnalazły, była zbyt potężna, by pozostać w ukryciu, ale też zbyt niebezpieczna, by społeczeństwo, które postrzegało każde wyzwanie dla swoich norm jako zagrożenie, które należało wyeliminować, tolerowało ją. Tej nocy, gdy obejmowały się pod gwiazdami, które w milczeniu były świadkami ich rozkwitającej miłości, obie wiedziały, że wkrótce będą musiały podjąć decyzję, która zmieni ich życie na zawsze: poddać się
Oczekiwania wobec świata, który ich odrzucił, albo walka o miłość, która obiecywała wolność, ale kosztem wszystkiego, co kiedykolwiek znali. Decyzja o ucieczce zapadła niczym szept wczesnym rankiem, gdy groźby Fernanda stały się zbyt realne, by je zignorować. Aana znała sekretne szlaki w górach, ścieżki, którymi jej lud od pokoleń poruszał się niezauważony.
Z najpotrzebniejszymi rzeczami spakowanymi w skórzane sakwy, Paloma i Aana zniknęły przed świtem, zostawiając za sobą życie pełne ograniczeń, by wyruszyć na nieznane terytorium, gdzie miłość mogła rozkwitnąć bez osądu. Trzydniowa podróż przez pustynię była testem wytrzymałości i wiary. Paloma, przyzwyczajona do siedzącego trybu życia w wiosce, zmagała się ze zmęczeniem i pragnieniem, ale siła Aany i jej znajomość terenu zapewniły im bezpieczeństwo.
Każdej nocy owijał ją w koc i opowiadał historie o swoim plemieniu, podczas gdy gwiazdy malowały mapy nadziei na bezkresnym niebie. Rezerwat Apaczów leżał w osłoniętej dolinie, gdzie góry tworzyły naturalny krąg obronny. Kiedy dotarli, zakurzeni i wyczerpani, zostali powitani z ostrożną ciekawością przez członków plemienia Ayany.
Meksykanka na terytorium Apaczów była czymś bezprecedensowym, ale sposób, w jaki Aana przedstawiła ją jako swoją wybraną towarzyszkę, miał wystarczającą wagę, by zagwarantować jej przynajmniej szansę. Itsel, główna uzdrowicielka plemienia, była 60-letnią kobietą, której oczy zdawały się widzieć więcej niż tylko pozory.
Kiedy po raz pierwszy badał Palomę, jego pomarszczone dłonie zamyślone spoczywały na jej brzuchu. „Ta kobieta nosi w sobie uśpione lekarstwo” – oznajmił w języku apaczów, później przetłumaczonym przez Aanę. „Biali lekarze nie rozumieją, że niektóre duchy muszą budzić się stopniowo, jak kwiaty, które rozkwitają tylko w odpowiedniej porze roku”.
Pierwsze kilka miesięcy w rezerwacie było okresem stopniowej adaptacji. Paloma poznała zwyczaje plemienia Paczów, pomagała w przygotowywaniu jedzenia i leków, stopniowo zdobywając szacunek kobiet z plemienia. Jej wiedza o medycynie zachodniej, w połączeniu z mądrością przodków, której nauczył ją Itzell, doprowadziła do opracowania skuteczniejszych metod leczenia, z których korzystała cała społeczność. W czwartym miesiącu nowego życia Paloma zaczęła zauważać subtelne zmiany w swoim ciele.
Najpierw pojawiły się poranne mdłości, które początkowo przypisała przestawieniu się na zupełnie inną dietę. Potem pojawiło się niewytłumaczalne zmęczenie, które sprawiało, że zasypiała w upalne popołudnia. Ale kiedy zaczęły ją boleć piersi, a okres się spóźniał, w jej głowie zaczęła kiełkować nieprawdopodobna możliwość.
„To niemożliwe” – mruknęła pewnego ranka, przeglądając się w małym, wypolerowanym metalowym lusterku w swoim tipi. Doktor Ramirez powiedział, że to niemożliwe. Aana znalazła ją siedzącą nad rzeką płynącą w pobliżu obozu, a łzy cicho spływały jej po policzkach. Bez słowa usiadła obok niej i czekała. Po latach cierpienia Paloma nauczyła się ufać cierpliwości tego niezwykłego mężczyzny.
„Chyba jestem w ciąży” – wyszeptała w końcu, jakby wypowiedzenie tego na głos mogło sprawić, że ta możliwość rozwieje się jak dym. „Ale nie rozumiem, jak to możliwe. Wszyscy ci lekarze, tyle lat prób…” Ayana wzięła drżące dłonie w swoje.
Medycyna mojego ludu uczy, że prawdziwa miłość może obudzić siły uśpione przez lata. Twoje ciało nie było złamane, Palomo. Po prostu czekało na odpowiedniego mężczyznę, by stworzyć nowe życie. Itzel potwierdził to, w co oboje mieli nadzieję i w co bali się uwierzyć. Po dokładnym badaniu, które obejmowało specjalne zioła do odczytywania sygnałów z ciała, starszy uzdrowiciel uśmiechnął się z głęboką satysfakcją. Ziarno trafiło na żyzny grunt.
Tej nocy oznajmił plemieniu zebranemu wokół ceremonialnego ogniska: „Meksykańska kobieta będzie nosić w swoim łonie dziecko, które stanie się mostem między dwoma światami”. Wieść rozeszła się po obozie niczym fale na stojącej wodzie.
Niektórzy członkowie plemienia postrzegali to jako błogosławieństwo, znak, że duchy aprobują związek Aany i Palomy. Inni wyrażali zaniepokojenie o dziecko rasy mieszanej w świecie, który i tak był dla nich wystarczająco wrogi. Ale dla Palomy nic innego się nie liczyło, tylko cud, który w niej narastał.
Przez lata wierzyła, że jej ciało jest wadliwe, niezdolne do pełnienia najprostszej i najświętszej funkcji kobiecości. Teraz, czując pierwsze delikatne kopniaki w żebra, zrozumiała, że czekała nie tylko na właściwego mężczyznę, ale i na właściwą miłość. Ciąża rozwijała się z łatwością, która zaskoczyła wszystkich.
Paloma, która obawiała się powikłań ze względu na wiek i historię choroby, rozkwitła pod wspólną opieką Itzel i Aany. Zioła Apaczów wzmocniły jej ciało, a bezwarunkowa miłość nowej rodziny nakarmiła jej ducha. Gdy nadszedł czas porodu, podczas wiosennej burzy, która zdawała się zwiastować odrodzenie, Paloma urodziła zdrowego chłopca, którego pierwszy krzyk rozbrzmiał w całej dolinie niczym proklamacja zwycięstwa.
Aana otwarcie płakała, gdy po raz pierwszy trzymała syna na rękach, dostrzegając w jego drobnych rysach idealne połączenie obu światów. „Będzie miał na imię Izan” – oznajmiła, używając imienia Apaczów oznaczającego silnego wojownika. „Będzie nosił lekarstwo matki i siłę ojca”. Ale cuda się nie skończyły. Osiemnaście miesięcy później Paloma urodziła bliźnięta: dziewczynkę, którą nazwali Aana na cześć ojca, i chłopca, któremu nadano imię Estley.
Całe plemię celebrowało te narodziny jako symbol obfitości i boskiego błogosławieństwa. Czwarte dziecko przyszło na świat, gdy Paloma miała 33 lata, pięć lat po tym, jak ogłoszono ją trwale bezpłodną. Naolin, którego imię oznaczało Boga Słońca, stworzył rodzinę, która przeczyła wszelkim medycznym i społecznym przewidywaniom jego czasów.
więcej na następnej stronie
