Rozdawałam ubranka dla 2-3-letniej dziewczynki. Pewna kobieta napisała do mnie SMS-a, że jest w trudnej sytuacji, jej córka nie ma się w co ubrać, czy mogłabym wysłać jej te ubranka pocztą? Najpierw chciałam jej powiedzieć, żeby poszła na spacer, ale potem pomyślałam: „Kto wie, co tam się naprawdę wydarzyło”. Wysłałam więc wszystkie na własny koszt. Rok później dostałam paczkę. Były w niej… malutkie buciki, starannie zapakowane i odręcznie napisany list. Kobieta wyjaśniła, że kiedy się do mnie odezwała, właśnie wyszła z bardzo bolesnego okresu w swoim życiu. Zostawiła wszystko, by chronić córkę i odbudowywała się od zera. Ubranka, które wysłałam, pomogły jej córeczce przetrwać zimę i dały jej poczucie godności, gdy zaczynała przedszkole w nowym mieście. Napisała, że to „nie tylko ubrania – to nadzieja uszyta z dobroci”.
W paczce znalazła też zdjęcie swojej córki, promiennie uśmiechniętej w jednym ze swetrów, które jej wysłałam. Jej policzki były zaróżowione, włosy związane w małe warkoczyki, a w oczach błyszczała niewinność, jaką mają tylko dzieci. Mama powiedziała, że sytuacja się poprawiła – znalazła pracę, małe mieszkanie i wreszcie poczuła się bezpiecznie. Zwróciła buty jako symbol drogi, którą przebyli i jako przypomnienie, co może znaczyć jeden mały akt hojności dla kogoś w potrzebie.
więcej na następnej stronie
