12-letni chłopiec, sam na świecie — dokąd mógłby pójść?
Nie wiedziałem.
Nie obchodziło mnie to.
Nawet przekonywałem sam siebie: „Jeśli nie żyje, może to i lepiej”.
Dziesięć lat później.
Otrzymałem połączenie z nieznanego numeru.
„Dzień dobry, panie Rajesh? Czy mógłby pan przyjść na uroczyste otwarcie Galerii TPA przy MG Road w tę sobotę?
Ktoś bardzo liczy na pana przybycie.”
Miałem się rozłączyć, ale następne zdanie sprawiło, że zamarła mi ręka:
„Nie chcesz wiedzieć, co stało się z Arjuną?”
Poczułem ucisk w klatce piersiowej.
Tego imienia — Arjun — nie słyszałem od dziesięciu lat.
Tylko w celach ilustracyjnych
Zatrzymałem się. Potem odpowiedziałem beznamiętnie:
„Przyjdę.”
Galeria była nowoczesna i pełna ludzi.
Wszedłem tam, czując się dziwnie nie na miejscu.
Obrazy były uderzające — olejne na płótnie, zimne, odległe i przerażające.
Przeczytałem nazwisko artysty TPA
Inicjały bolą.
„Dzień dobry, panie Rajesh.”
Przede mną stał wysoki, szczupły młody mężczyzna ubrany po cywilnemu. Jego wzrok był głęboki i nieodgadniony.
Zamarłem.
To był Ardżuna.
Zniknął słaby chłopiec, którego porzuciłam.
Przede mną stał człowiek opanowany i wykształcony.
Znajome. Mimo to wydaje się odległe.
„Ty…” wyjąkałem. „Jak…?”
Przerwał mi, jego głos był gładki, lecz ostry jak szkło.
„Chciałem tylko, żebyś zobaczył, co zostawiła po sobie moja matka”.
„I co ty zostawiłeś”.
Pobierz obraz „Czerwona tkanina, tkanina, tekstylia”. Ilustracja stockowa bez tantiem – Pixabay
Tylko w celach ilustracyjnych
Zaprowadził mnie do płótna pokrytego czerwonym materiałem.
„Nazywa się Matka. Nigdy wcześniej jej nie pokazywałem.
Ale dziś chcę, żebyś ją zobaczył.
Podniosłem tkaninę.
Oto ona: Meera.
Blada i wychudzona, leżąca na szpitalnym łóżku.
Trzymała w ręku zdjęcie nas trojga z naszej jedynej wspólnej podróży.
Moje kolana odmówiły mi posłuszeństwa.
Głos Arjuna nie zadrżał.
więcej na następnej stronie
