Nie rozwiązałbyś prostego zadania arytmetycznego, nawet gdyby od tego zależało twoje życie, Marcusie. Ale oto wyzwanie. Rozwiąż to równanie, a moja roczna pensja będzie twoja. A teraz cała historia. Popołudniowe światło sączyło się przez zakurzone okna sali matematycznej w Roosevelt Middle School, rzucając długie cienie na zniszczone drewniane ławki.
Pan Harold Whitman stał z przodu sali, jego łysa głowa lśniła w świetle jarzeniówek, gdy z ledwie skrywaną pogardą patrzył na swoją klasę siódmoklasistów. Jego wąsy drgały z każdym pogardliwym spojrzeniem, zwłaszcza gdy jego wzrok padał na Marcusa Johnsona, jedynego czarnoskórego ucznia w klasie matematyki zaawansowanej.
Dzisiejsze zajęcia – oznajmił pan Whman głosem pełnym protekcjonalności. – Będziemy badać coś, co odróżni prawdziwie utalentowanych od tych, którzy, powiedzmy, znaleźli się tu przez pomyłkę. Jego wzrok wymownie zatrzymał się na Marcusie, który stał w milczeniu w trzecim rzędzie, z ciemnymi oczami utkwionymi w pustym zeszycie przed nim.
Sarah Chen, prymuska klasy, poruszyła się niespokojnie na krześle. Zauważyła, że pan Whitman zawsze kierował swoje najostrzejsze uwagi pod adresem Marcusa. Pomimo konsekwentnej średniej ocen chłopca z plusem, Tommy Rodriguez, siedzący obok Marcusa, zacisnął szczękę, ale milczał. Wszyscy wiedzieli, że konfrontacja z panem Whitmanem tylko pogarsza sprawę.

„Przygotowałem specjalne zadanie” – kontynuował Whitman, odwracając się, by pisać na tablicy przesadnymi gestami. „Prawdziwe wyzwanie dla matematyka, coś, z czym mogą mieć problem nawet profesorowie uniwersyteccy”. Skończył pisać i cofnął się, odsłaniając złożone równanie różniczkowe z wieloma zmiennymi, symbolami całkowymi i funkcjami zagnieżdżonymi, które zdawały się tańczyć po tablicy w labiryncie matematycznej złożoności. W sali zapadła cisza.
Nawet Sara, która zazwyczaj z pewnością siebie rozwiązywała każde zadanie, wpatrywała się w tablicę szeroko otwartymi oczami. To nie był poziom zaawansowany tylko dla siódmej klasy, to był poziom zaawansowany dla liceum, a może nawet dla studentów. „Teraz” – powiedział pan Whman, a jego usta wykrzywiły się w coś, co można by określić jedynie jako okrutny uśmiech.
Wiem, że większość z was nawet nie zrozumie, na co patrzy, ale może… – Zrobił dramatyczną pauzę, a jego wzrok wrócił do Marcosa. – Może pan Johnson chciałby spróbować. W końcu to dzięki działaniom afirmatywnym dostałeś się na te zajęcia, prawda? Cóż, mógłbyś uzasadnić swoją obecność tutaj.
Temperatura w pomieszczeniu zdawała się spadać o 10 stopni. Kilku uczniów głośno westchnęło. Dłoń Tommy’ego instynktownie powędrowała w stronę biurka Marcusa w geście wsparcia, ale Marcus pozostał zupełnie nieruchomy, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
W rzeczywistości, kontynuował pan Whitman, wyraźnie rozkoszując się chwilą: „Uczyńmy to interesującym. Nie rozwiązałbyś prostego zadania arytmetycznego, nawet gdyby od tego zależało twoje życie, Marcusie. Ale oto wyzwanie. Rozwiąż to równanie, a cała moja roczna pensja będzie twoja”. Zaśmiał się szorstko, a jego śmiech odbił się echem od ścian. „To 5000 dolarów, dzieciaku. Więcej pieniędzy, niż twoja rodzina prawdopodobnie kiedykolwiek widziała”.
Okrucieństwo tego stwierdzenia wisiało w powietrzu niczym toksyczna chmura. Uczeń w ostatnim rzędzie wyszeptał: „To nieprawda”. Ale Whitman uciszył go miażdżącym spojrzeniem. Co się stało? Nikt nie chce stanąć w obronie pana Johnsona. Nikt nie wierzy, że potrafi. Pan Whitman powoli przechadzał się między ławkami, a jego kroki rozbrzmiewały złowieszczym echem.
