Przez 12 lat wiedziała, że ​​jej mąż jest niewierny, ale nigdy nie powiedziała o tym ani słowa. Troszczyła się o niego, była wzorową żoną… aż do momentu, gdy na łożu śmierci wyszeptała zdanie, które zamarło w bezruchu: prawdziwa kara dopiero się zaczęła.

Raúl zamknął oczy. Ostatnia łza spadła na prześcieradło.
I cisza znów wypełniła pokój.

Następnego dnia, gdy ciało przenoszono do domu pogrzebowego, Elena stała w oknie szpitala, obserwując wschód słońca nad Mexico City.
Na jej twarzy nie było smutku, nie było ulgi. Tylko spokój.
Wyjęła z torby mały notesik, napisała coś na pierwszej stronie i schowała go do kieszeni płaszcza:

„Wybaczenie nie zawsze oznacza ponowne pokochanie.
Czasami wystarczy po prostu odpuścić… bez nienawiści, bez urazy, bez oglądania się za siebie”.

Następnie ruszyła w stronę wyjścia, jej włosy powiewały na porannym wietrze, jak kobieta, która w końcu – po dwunastu latach – jest wolna.