Przez sześć miesięcy pozwalałam mojemu narzeczonemu i jego rodzinie naśmiewać się ze mnie po arabsku, myśląc, że jestem po prostu naiwną Amerykanką, która nic nie rozumie. Nie mieli pojęcia, że ​​biegle władam arabskim!

Kiedy nadeszła moja kolej, aby zabrać głos, wstałem, moje ręce lekko drżały — nie ze zdenerwowania, a z satysfakcji.

„Przede wszystkim” – zacząłem po angielsku – „chciałbym podziękować wszystkim za przyjęcie mnie do rodziny”.

Następnie zmieniłem język.

„Ale skoro mówisz po arabsku od sześciu miesięcy… może ja też powinnam się przyłączyć.”

W pokoju zrobiło się zimno.

Widelec Ramiego upadł z hukiem na stół. Uśmiech jego matki zniknął.

Kontynuowałem stanowczym głosem, wymawiając każde słowo nienaganną arabszczyzną: powtarzając jego żarty, szepty, obelgi. Jedynym dźwiękiem w pokoju był mój głos.

„I wiesz” – powiedziałam cicho – „na początku bolało. Ale teraz jestem wdzięczna. Bo w końcu wiem, kto mnie naprawdę szanuje, a kto nigdy tego nie robił”.

Przez długi czas nikt się nie ruszył. W końcu mój ojciec, zupełnie nieświadomy tego, co zostało powiedziane, zapytał: „Czy wszystko w porządku?”

Spojrzałem na Ramiego. — Nie, tato. Nie jest.

Tej nocy zerwałem zaręczyny.

więcej na następnej stronie