„Przyszedłem na wigilijną kolację kulejąc, z nogą w gipsie. Kilka dni wcześniej moja synowa celowo mnie popchnęła. Kiedy wszedłem, mój syn zaśmiał się szyderczo: »Moja żona właśnie dawała ci nauczkę. Zasłużyłeś na to«. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Uśmiechnąłem się i otworzyłem. »Proszę wejść, panie oficerze«”.

Postanowiłem, że muszę zrozumieć skalę problemu. Umówiłem się na spotkanie z Robertem Morrisem, księgowym, który zarządzał finansami piekarni od czasów Richarda. Wymyśliłem jakąś wymówkę dotyczącą podsumowania rocznego i poszedłem sam do jego biura w centrum miasta.

Robert był poważnym mężczyzną, około sześćdziesiątki, który zawsze prowadził nasze interesy dyskretnie i sprawnie. Kiedy poprosiłem go o przejrzenie wszystkich transakcji finansowych z ostatniego roku, zarówno osobistych, jak i firmowych, zmarszczył brwi, ale nie zadał mi pytania. To, co odkryłem w ciągu następnych trzech godzin, sprawiło, że zbierało mi się na wymioty.

Oprócz dwustu trzydziestu tysięcy dolarów, które świadomie pożyczyłem, regularnie dokonywałem wypłat z kont piekarniczych, na które nie wyraziłem zgody. Drobne kwoty, dwa tysiące tu, trzy tysiące tam, zawsze w czwartki, kiedy miałem zajęcia jogi, a Jeffrey był odpowiedzialny za podpisywanie dokumentów firmowych.

Robert wskazał na ekran komputera z poważną miną. Wyjaśnił, że w sumie w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy z kont firmowych wyprowadzono sześćdziesiąt osiem tysięcy dolarów, zawsze z moim podpisem cyfrowym, do którego Jeffrey miał dostęp jako upoważniony agent, którego naiwnie wyznaczyłem do pomocy po śmierci Richarda.

Poczułem, jak krew się we mnie gotuje. Nie chodziło tylko o pożyczone pieniądze, których być może nigdy nie zwrócę. To była jawna kradzież, systematyczne wyłudzanie pieniędzy, których, jak sądzili, nie zauważę, bo ufałem im w prowadzeniu firmy.

Poprosiłem Roberta, żeby natychmiast zrobił dwie rzeczy: cofnął wszelkie upoważnienia, jakie Jeffrey miał do moich kont i firm, oraz przygotował szczegółowy raport o wszystkich podejrzanych transakcjach. Zasugerował, żebym rozważył zgłoszenie sprawy na policję, ale poprosiłem go, żeby poczekał. Nie wiedziałem jeszcze dokładnie, jak to zrobię, ale najpierw chciałem poznać wszystkie informacje.