Melanie spokojnie zeszła po schodach, podniosła leżące torby i weszła do domu, jakby nic się nie stało. Jeffrey stał tam jeszcze chwilę, wciąż z uśmiechem na twarzy, zanim poszedł za żoną. Zostawili mnie tam. Nie prosili o pomoc, nie oferowali wsparcia, nie okazali nawet cienia skruchy. Po prostu zostawili mnie na schodach ze złamaną nogą, jakbym była jednorazowym śmieciem.
To sąsiedzi mnie znaleźli. Pani Martha, która mieszka trzy domy dalej, wracała z apteki i mnie zobaczyła. Krzyknęła o pomoc, zawołała męża i razem pomogli mi wsiąść do samochodu, żeby zawieźć mnie do szpitala. W drodze, z pulsującym bólem w nodze i cichymi łzami spływającymi po twarzy, podjęłam decyzję.
To był ich ostateczny błąd: błąd, który miał przemienić cały mój ból, cały mój gniew, całe moje planowanie w konkretne działanie. Przekroczyli granicę między manipulacją psychologiczną a przemocą fizyczną i to zmieniło wszystko.
Na izbie przyjęć, czekając na leczenie, zadzwoniłam do Mitcha. Wyjaśniłam, co się stało. Przez chwilę milczał, a potem zapytał, czy jestem absolutnie pewna, że to było celowe. Odpowiedziałam, że jestem pewna, że Melanie popchnęła mnie celowo, a Jeffrey to zaakceptował, mówiąc, że to była nauczka, na którą zasługiwałam.
Wtedy Mitch powiedział coś, co mnie zaskoczyło. Zapytał, czy przy wejściu do domu są kamery, i wtedy przypomniałem sobie o zewnętrznej kamerze, którą zainstalowałem kilka tygodni temu, ukrytej w lampie balkonowej, skierowanej prosto na schody. Jeśli działała, to nagrała wszystko: popchnięcie, upadek, jego reakcję, słowa Jeffreya – wszystko.
Poprosiłem Mitcha, żeby pod jakimś pretekstem przyszedł do mnie i dyskretnie sprawdził, czy kamera uchwyciła incydent. Powiedział, że przyjedzie natychmiast.
Dwie godziny później, siedząc na wózku inwalidzkim z prawą stopą w gipsie sięgającym aż do kolana, otrzymałam wiadomość od Mitcha. Tylko dwa słowa i emotikonę: „Mamy go”. Kamera działała idealnie. Nagrała, jak Melanie rozgląda się, zanim mnie popchnęła, szukając świadków. Nagrała samo pchnięcie, celowe i mocne. Nagrała mój upadek i krzyk. A co najważniejsze, nagrała śmiech Jeffreya i te potworne słowa.
Był to niezbity dowód umyślnego ataku fizycznego i miał zamiar wykorzystać każdą sekundę nagrania, aby całkowicie pokrzyżować ich plany.
Lekarze stwierdzili, że mam złamaną stopę w dwóch miejscach. Będę potrzebował operacji wszczepienia gwoździ, a potem kilku miesięcy fizjoterapii. Zostałem przyjęty do szpitala tej samej nocy, a operacja miała się odbyć następnego ranka.
Jeffrey i Melanie pojawili się w szpitalu dwie godziny później. Melanie przyniosła kwiaty i wyraz troski, który przyniósłby Oscara, gdyby była aktorką. Jeffrey trzymał mnie za rękę i opowiadał o tym, jak bardzo się martwił, jak bardzo byli wściekli, gdy sąsiedzi powiedzieli im o „moim upadku”. Moim upadku. Jakbym potknęła się zupełnie sama.
Pozwoliłam im iść swoją drogą. Pozwoliłam Melanie pogłaskać mnie po włosach i powiedzieć, że zaopiekuje się mną podczas rekonwalescencji. Pozwoliłam Jeffreyowi obiecać, że nie opuści mnie. A w duchu planowałam każdy szczegół tego, co będzie dalej, bo za dwa dni będą Święta Bożego Narodzenia. I to miała być kolacja wigilijna, której żadne z nas nigdy nie zapomni.
Operacja mojej stopy przebiegła pomyślnie, ale była bolesna. Wszczepiono mi dwa tytanowe gwoździe i poinformowano, że będę musiał nosić gips przez co najmniej sześć tygodni, a następnie poddać się intensywnej fizjoterapii. Wypisano mnie ze szpitala po południu 23 grudnia, w Wigilię, jak to się zwykło nazywać.
Melanie uparła się, że odbierze mnie ze szpitala, przywiezie wypożyczony wózek inwalidzki i będzie zachowywać się jak oddana synowa, którą nigdy nie była. W drodze do domu bez przerwy opowiadała o tym, jak przygotowała mój pokój, jak kupiła specjalne poduszki, żeby unieść moją nogę, jak zadba o każdy szczegół mojego powrotu do zdrowia. Ledwo kiwałam głową, pozwalając, by leki przeciwbólowe dały mi pretekst do milczenia.
