W wieku 61 lat ponownie poślubiłem swoją pierwszą miłość: w noc poślubną, tuż po tym, jak rozebrałem moją żonę, byłem zszokowany i załamany, gdy zobaczyłem…

Wybuchnęła cichym, drżącym płaczem, którego dźwięk rozbrzmiał w pokoju.

Tylko w celach ilustracyjnych

Mocno ją trzymałem. Jej kręgosłup był kruchy, a kości lekko wystawały – ta drobna kobieta przez całe życie doświadczała ciszy i cierpienia.

Nasza noc poślubna była inna niż te, które przeżywały młodsze pary. Po prostu leżeliśmy obok siebie, słuchając świerszczy cykających na dziedzińcu i szumu wiatru w drzewach. Pogłaskałem ją po włosach i pocałowałem w czoło. Ona pogłaskała mnie po policzku i wyszeptała:

– Dziękuję. Dziękuję, że pokazałeś mi, że jest jeszcze ktoś na tym świecie, kto się o mnie troszczy.

Tylko w celach ilustracyjnych

Uśmiechnęłam się. W wieku 61 lat zrozumiałam, że pieniądze i nieokiełznane emocje młodości nie są źródłem szczęścia. To mieć dłoń, którą można trzymać, ramię, na którym można polegać, i kogoś, kto będzie siedział przy tobie całą noc, żeby poczuć twoje tętno.

Jutro nadejdzie. Kto wie, ile dni mi zostało? Ale jedno jest pewne: do końca jej życia będę jej wynagradzał to, co straciła. Będę ją pielęgnował. Będę ją chronił, żeby nigdy więcej nie musiała się o nic martwić.

Ponieważ ta noc poślubna — po pół wieku tęsknoty, zmarnowanych szans i oczekiwania — jest najwspanialszą teraźniejszością, jaką kiedykolwiek podarowało mi życie.