Zamarłem, powoli zdejmując jej bluzkę.
Jej plecy, ramiona i ramiona były przebarwione i porośnięte starymi bliznami, niczym straszliwa mapa. Stałem nieruchomo, z sercem w gardle.
Szybko przykryła się kocem, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu. Zadrżałam i zapytałam:
– „Meena…” „Co ci się stało?”
Odwróciła się, a jej głos się załamał.
– „Miał zły humor”. Krzyczał i bił mnie… „Nikomu nie powiedziałam…”
Usiadłem obok niej, a łzy napłynęły mi do oczu. Serce pękało mi z żalu. Przez dekady żyła w ciszy – w strachu i wstydzie – nikomu o tym nie mówiąc. Chwyciłem ją za rękę i delikatnie położyłem na sercu.
– „Już dobrze”. Nikt cię już nie skrzywdzi, zaczynając od teraz. „Nikt nie ma prawa sprawiać ci więcej cierpienia… oprócz mnie – ale tylko dlatego, że za bardzo cię kocham”.
Wybuchnęła cichym, drżącym płaczem, którego dźwięk rozbrzmiał w pokoju.
Mocno ją trzymałem. Jej kręgosłup był kruchy, a kości lekko wystawały – ta drobna kobieta przez całe życie doświadczała ciszy i cierpienia.
Nasza noc poślubna była inna niż te, które przeżywały młodsze pary. Po prostu leżeliśmy obok siebie, słuchając świerszczy cykających na dziedzińcu i szumu wiatru w drzewach. Pogłaskałem ją po włosach i pocałowałem w czoło. Ona pogłaskała mnie po policzku i wyszeptała:
– Dziękuję. Dziękuję, że pokazałeś mi, że jest jeszcze ktoś na tym świecie, kto się o mnie troszczy.
Uśmiechnęłam się. W wieku 61 lat zrozumiałam, że pieniądze i nieokiełznane emocje młodości nie są źródłem szczęścia. To mieć dłoń, którą można trzymać, ramię, na którym można polegać, i kogoś, kto będzie siedział przy tobie całą noc, żeby poczuć twoje tętno.
Jutro nadejdzie. Kto wie, ile dni mi zostało? Ale jedno jest pewne: do końca jej życia będę jej wynagradzał to, co straciła. Będę ją pielęgnował. Będę ją chronił, żeby nigdy więcej nie musiała się o nic martwić.
Ponieważ ta noc poślubna — po pół wieku tęsknoty, zmarnowanych szans i oczekiwania — jest najwspanialszą teraźniejszością, jaką kiedykolwiek podarowało mi życie.
