Kiedy w końcu przestałem mówić, ona cicho powiedziała: „Wiem”.
Te dwa słowa ranią głębiej niż gniew. Ona wie. Wiedziała od lat. Postanowiła mnie nie gonić, nie walczyć, bo już wystarczająco dużo zrobiła.
„Cieszę się, że znasz już prawdę” – powiedziała cicho. „Ale to nie zmienia tego, co się stało. Nie mogę pozwolić, żebyś znowu go skrzywdził”.
Jej głos był spokojny, nie okrutny — po prostu ostateczny.
Za nią widziałem go – naszego syna – bawiącego się w salonie, jego śmiech niósł się echem po korytarzu. Wyglądał zupełnie jak ja. Krzywizna jego nosa, sposób, w jaki jego włosy kręciły się przy skroni – wszystko to było tam, dowód, który powinienem był dostrzec już dawno temu.
Ale on mnie nie znał. Dla niego byłam po prostu obcą osobą stojącą niezręcznie na ganku.
Chciałem paść na kolana i błagać o jeszcze jedną szansę. Ale wiedziałem, że na nią nie zasługuję. Niektóre błędy można wybaczyć, ale nie da się ich cofnąć.
Podziękowałem jej za wysłuchanie. Skinęła głową i delikatnie zamknęła drzwi, nie ze złości, ale z samoobrony – dla siebie i dla dziecka, które zawiodłem.
Wracając do samochodu, zerknęłam jeszcze raz w okno. Zobaczyłam, jak śmiejąc się, sięga po jej dłoń. Uśmiechnęła się do niego – bezpieczny, kochany, cały.
I wiedziałem, że być może, tylko być może, najlepsze, co mogę teraz zrobić, to trzymać się z daleka.
więcej na następnej stronie