Przez 12 lat wiedziała, że ​​jej mąż jest niewierny, ale nigdy nie powiedziała o tym ani słowa. Troszczyła się o niego, była wzorową żoną… aż do momentu, gdy na łożu śmierci wyszeptała zdanie, które zamarło w bezruchu: prawdziwa kara dopiero się zaczęła.

Czasami jej przyjaciółki ją chwaliły:
„Masz tyle szczęścia, Eleno. Twój mąż traktuje cię jak królową”.
Uśmiechała się lekko.
„Tak… Mam to, czego potrzebuję: moje dzieci”.

Dwanaście lat później wszystko nagle się zmieniło.
Raúl, mężczyzna zawsze tak silny i wyniosły, zaczął gwałtownie tracić na wadze. Diagnoza spadła na niego jak kubeł zimnej wody: rak wątroby w stadium końcowym.

Leczenie w szpitalu Ángeles było drogie, bolesne i bezużyteczne. W ciągu zaledwie kilku tygodni biznesmen, który wypełnił swoje życie arogancją, stał się wątłym ciałem o żółtawej skórze i łamiącym się głosie. A u jego boku, dniem i nocą, była tylko Elena.

Cierpliwie go karmiła, ocierała pot, zmieniała pościel i pomagała mu się przewrócić w łóżku. Bez cienia skargi.
Nie płakała. Nie uśmiechała się. Po prostu robiła to, co musiała.
Czasami pielęgniarki mamrotały:
„Jaka dobra kobieta… wciąż troszczy się o niego z taką miłością”.
Ale nikt nie wiedział, że to już nie miłość, a obowiązek.

Pewnego wieczoru, gdy promienie słońca przedostawały się przez żaluzje w sypialni, pojawił się ten drugi.

 

 

Kontynuuj na następnej stronie