Prosta podróż autobusem przerodziła się w moment, którego nigdy nie zapomnę

Miejski autobus turkotał w popołudniowym ruchu, a ja siedziałam, jedną rękę delikatnie opierając na brzuchu i czując delikatne, rytmiczne kopniaki dziecka rosnącego we mnie.

Po siedmiu miesiącach byłam zmęczona, ale jednocześnie po cichu przepełniona radością, wyobrażając sobie życie, jakie nas czekało. Kiedy starsza kobieta wdrapała się na pokład, chwytając torebkę i szukając miejsca wśród zatłoczonych rzędów, natychmiast wstałam i zaproponowałam jej swoje.

Zatrzymała się, zaskoczona, po czym uśmiechnęła się z wdzięcznością i usiadła. Nie myślałem o tym nic więcej – ot, drobna, zwyczajna uprzejmość w ciągu długiego dnia, ale nie miałem pojęcia, że ​​przerodzi się w coś niezapomnianego.

Przez całą podróż co jakiś czas czułem na sobie jej wzrok, nie osądzający, lecz z rodzajem czułego rozpoznania, jakby moja obecność przywołała stare wspomnienie. Kiedy autobus zwolnił na jej przystanku, starannie zebrała swoje rzeczy. Tuż przed wyjściem pochyliła się w moją stronę i wsunęła mi coś do kieszeni płaszcza. „Uważaj na siebie, kochanie” – mruknęła, zanim drzwi zamknęły się za nią, pozostawiając mnie zmieszanego i zaciekawionego.

Tylko w celach ilustracyjnych
Gdy w końcu sięgnąłem do kieszeni, moje palce dotknęły czegoś gładkiego i chłodnego – małego, zniszczonego medalionu.

 

więcej na następnej stronie