Świat zdawał się przechylać. „Chory? Na co?”
Jej głos był ledwo słyszalny. „Białaczka. Nie chciał, żebyś wiedziała. Myślał, że cię złamie”.
Opadłam na brzeg łóżka, nie mogąc złapać oddechu. Uklękła obok mnie i kontynuowała, a jej słowa drżały. „Walczy od miesięcy. Czasem w nocy krwawi przez sen. Myję wszystko, zanim się obudzi, żeby się nie wstydził. Chciałam tylko, żeby odpoczywał bez strachu”.
Sięgnąłem po jej dłoń. Siła w tym drobnym geście mnie zaskoczyła. „Zbyt długo to nosiłaś sama” – powiedziałem.
Od tego dnia stałam u jej boku. Dzieliliśmy cichą pracę miłości – pranie, gotowanie, pocieszanie, czekanie. Gabriel słabł w miarę jak lato się pogłębiało, ale mimo to uśmiechał się. Eliza czytała mu wieczorami, jej głos był spokojny, nawet gdy trzęsły jej się ręce. Zaczęłam rozumieć głębię jej oddania. Była nie tylko jego żoną. Była strażniczką jego godności.
Jesień nadeszła z rdzawymi liśćmi i zimnym światłem. W spokojny niedzielny poranek nadeszło to, co nieuniknione. Gabriel leżał w łóżku, oddychając ciężko jak jedwab. Eliza trzymała go za rękę i szeptała do niego cicho: „Jesteś bezpieczny, kochanie” – powiedziała. „Możesz teraz odpocząć”. Wypuścił raz powietrze, jego klatka piersiowa uniosła się delikatnie, po czym znieruchomiała.
Nie było krzyków, tylko szum wiatru w zasłonach. Siedziała obok niego przez długi czas, z twarzą spokojną, z palcami wciąż splecionymi z jego palcami. Patrzyłem z progu, a moje serce cicho pękało.
więcej na następnej stronie
