Mój mąż od dziesięciu lat znajduje się w stanie wegetatywnym, je i śpi w tym samym miejscu, a ja opiekowałam się nim bez żadnej skargi.

Mój mąż jest sparaliżowany po jednej stronie ciała od 10 lat. Najpierw przykuty do łóżka, a potem do wózka inwalidzkiego po wypadku na autostradzie federalnej. Od tamtej pory kąpię go, przewijam, odwracam, żeby nie dostał odleżyn, karmię, kiedy nie może unieść rąk, i przenoszę z miejsca na miejsce, jakby był częścią mojego cienia.

Nigdy nie narzekałem.

Nigdy nie myślałem o odejściu.

Mieszkańcy dzielnicy San Miguel de las Lomas na obrzeżach Guadalajary zawsze mi mówili:

„Jesteś młoda, moja droga… odbuduj swoje życie.”

Ale głęboko wierzyłam: jeśli on tu zostanie, moja miłość także zostanie.

Kilka dni temu pojechałem do mojego rodzinnego miasta w Zacatecas, żeby odwiedzić chorą mamę. Zostałem u niej kilka dni. Wróciłem wcześniej niż planowałem, bo tęsknota za domem wzięła górę: tęskniłem za domem i… za nim też.

W chwili, gdy otworzyłem drzwi małego mieszkania, usłyszałem dziwny dźwięk dochodzący z sypialni.

Jęki.

Dźwięk „uh… uh…”, jakby ktoś się dusił.

Serce podskoczyło mi z piersi.

Myślałam, że dostał skurczu albo że spadł z wózka inwalidzkiego – to już się zdarzało. Rzuciłam torby i pobiegłam.

A potem… zamarłem w drzwiach.

Nie było żadnego skurczu.
Żadnego upadku.

Mój mąż siedział, ale nie na wózku inwalidzkim: leżał na łóżku, podparty siłą, której rzekomo nie miał.

I nie był sam.

Obejmował dziewczynę, również na wózku inwalidzkim. Ich usta stykały się, a on całował się, jakby świat miał się zaraz skończyć.

Ja, który przez dziesięć lat myłem jego ciało, jego plecy, jego bezużyteczne nogi… mogłem tylko szepnąć:

„Czy ty… czy ty nie byłeś sparaliżowany?”

Dziewczyna odwróciła się przerażona; on próbował się cofnąć i mamrotał jakieś dźwięki… aż w końcu przemówił powoli, ale wyraźnie:

„Nie… nie strasz jej…”

Dreszcz przebiegł mi po plecach. Minęły lata, odkąd ostatni raz słyszałam, jak wypowiedział pełne zdanie.

Dziewczynka, płacząc, próbowała wyjaśnić:

„On… on rusza się więcej od jakiegoś czasu. Nie jestem tą drugą kobietą… proszę, posłuchaj mnie…”

Zacisnąłem zęby.

„A kim ty jesteś?”

Młoda kobieta spuściła głowę.

„Jestem… jego partnerką fizjoterapeutyczną od trzech lat. Straciłam też mobilność w nogach… a on uczył się poruszać połową ciała. Spędziliśmy razem miesiące w ośrodku rehabilitacyjnym… Widziałam, jak stawia pierwsze kroki”.

Moje kolana drżały.

„Trzy lata…? Trzy lata przeprowadzek… rozmów…? A ja wciąż zmieniałam pieluchy i pchałam krzesło?”

Pozostał milczący.

Dziewczyna dodała:

„Nie chciał ci powiedzieć. Bał się. Myślał, że go zostawisz, jeśli dowiesz się, że czuje się lepiej. Nie robił postępów tak szybko, jak chciał…”

Zaśmiałem się gorzko:

„Trzy lata bez powiedzenia: »Mogę się teraz trochę ruszyć«? Albo trzy lata, żeby zakochać się w kimś innym?”

Cisza ciążyła niczym kamień nagrobny.

Podszedłem do niego:

„Nie byłeś niepełnosprawny. Po prostu tam zostałeś… podczas gdy ja marniałem, opiekując się tobą”.

 

więcej na następnej stronie