Piekłam ciasta dla pacjentów hospicjum – aż pewnego razu jedno przyszło do mnie i prawie zemdlałam

Nie byłem pewien, czy zasługuję na to, żeby to ja zostałem oszczędzony.

A po tym tragicznym incydencie przestałem żyć. Dryfowałem.

Trafiłem do schroniska dla bezdomnych, po tym jak lokalny wolontariusz pomógł mi znaleźć pokój. Nazywali to programem zakwaterowania w stylu akademika dla przesiedlonej młodzieży, ale bardziej przypominało to półświatek zawieszony między katastrofą a znakiem zapytania.

Dzieliłam pokój z inną dziewczyną, która nigdy się nie odzywała.

Na każdym piętrze były dwie łazienki i kuchnia, którą dzieliłem z około 20 innymi osobami. Ale było ciepło, bezpiecznie i czysto. Miałem łóżko i byłem za to wdzięczny.

Mogłem zamieszkać z rodziną, ale ciotka Denise, starsza siostra mojej mamy i jedyna żyjąca krewna, powiedziała, że ​​nie ma dla mnie miejsca.

„Przykro mi, kochanie, ale nie ma tu miejsca” – powiedziała mi przez telefon. „Twój wujek używa pokoju gościnnego do pracy. A ja nie oddam mojego kącika do czytania dla nastolatka. Ja też cierpię, wiesz?”

Może i była w żałobie, ale była na tyle przytomna, że ​​wzięła połowę pieniędzy z ubezpieczenia, które dostałem. Powiedziała, że ​​przeznaczy je na pomoc, kupując mi ubrania, terapię i wszystko, czego potrzebowałem.

Zamiast tego kupiła sobie romanse i kryminały, lodówkę na wino, nowy samochód i zaczęła pojawiać się co tydzień w lokalnym klubie książki w nowych strojach i markowych kapeluszach. Nazywała je swoją „garderobą na żałobę” i mówiła, że ​​sprawiały, że wyglądała „drogo, ale w żałobie”.

Nie sprzeciwiałem się i byłem zbyt otępiały, żeby protestować. Poza tym straciłem już to, co najcenniejsze – moją rodzinę. Pocieszałem się, że przynajmniej mam materac, mini biurko i ciche godziny między 23:00 a 6:00.

W ciągu dnia rzucałam się w wir nauki i uczyłam się, jakby moje życie od tego zależało, bo szczerze mówiąc, tak właśnie było. Potrzebowałam stypendiów, żeby dostać się na studia. Potrzebowałam planu, żeby znaleźć pracę i zbudować własne życie. Potrzebowałam kogoś, kto będzie dla mnie ważny, nawet jeśli tym kimś miało być tylko moje przyszłe ja.

Ale wieczorami, gdy wszyscy w akademiku przeglądali TikToka, słuchali muzyki z telefonów albo oglądali telewizję w pokoju wspólnym, ja przejmowałam kuchnię. Piekłam ciasta z jagodami, jabłkami, wiśniami, brzoskwiniami i truskawkami, kiedy tylko mogłam sobie na to pozwolić.

Ciąg dalszy na następnej stronie: